Maj tego roku był naprawdę ciepły, no przynajmniej we Francji. I choć były to dopiero początki miesiąca, promienie słońca subtelnie muskały swym ciepłem i blaskiem zniszczone ulice Reims. Miasta, które niemal od początku istnienia Francji pełniło bardzo ważną rolę. Bowiem to właśnie w tym, mieście, koronowane były najważniejsze francuskie głowy. Co zapoczątkował sam Chlodwig, wielki władca Franków. Owe koronacje odbywały się w katedrze. W katedrze, którą o dziwo I wojna światowa w przeciwieństwie do innych budowli znajdujących się w Reims znacznie oszczędziła. Okolice przypominały jedno wielkie pobojowisko. Cóż się dziwić, przecież jeszcze nie tak dawno temu zostało niemal całkowicie zrównane z ziemią przez niemieckie bombardowania. W obecnym czasie również wojna nie była dlań łaskawa i zostawiła ledwo co odbudowane miasto w okropnym stanie. Jednakże to właśnie tutaj znajdował się gmach budynku głównej kwatery Aliantów.
Dziś jednak wspomagane przez pogodę Reims wydawało się z wielką ulgą i triumfem witać niemieckich reprezentantów wraz z personifikacją. Bowiem teraz, 7 maja 1945 roku wreszcie kończyła się II wojna światowa, a były okupant przybywał by przyznać się do swojej porażki i podpisać kapitulację.
W pomieszczeniu byli już prawie wszyscy. Francis z lekkim znudzeniem co jakiś czas zerkał po pozostałych aliantach w duchu ich wyklinając. Jak śmieli podpisywać akt kapitulacji Niemca sami? W dodatku na jego oczach? Zmrużył powieki wpatrując się w jeden z obrazów wiszących na ścianie. Owszem nie wykazał się zbytnio na wojnie, ale to nie dlatego że nie potrafił, po prostu nie dali mu drugiej szansy, gdy stare metody zawiodły. A przynajmniej tak chciał to sobie tłumaczyć. Był przecież kiedyś mocarstwem, które trzęsło niemal całą Europą, więc jakim cudem teraz tak bardzo upadł, by być na łasce Anglosasów? Nawet po kapitulacji i tej cholernej kolaboracji jego ludzie w Anglii pomagali jak tylko mogli, czego również pozostali sojusznicy nie docenili. Dobrze wiedział, że nie powinien w tej chwili rozpamiętywać tych incydentów. Mogłoby to doprowadzić do uaktywnienia się najmniej pożądanych emocji. Nawet teraz jako gość na własnym terenie musiał zachować się profesjonalnie. Pozwolenie sobie na jakikolwiek głupi wyskok byłoby w tym momencie naprawdę głupim posunięciem. Jego ambicje po wojnie były naprawdę wysokie i równie trudne do zrealizowania. Ciężko po tym wszystkim będzie z powrotem stać się jednym z ważniejszych państw Europy. Zdawał sobie jednak sprawę, że sam tego nie dokona, nie teraz. Starał się jakoś ocieplić stosunki z „Wielką trójką”, bowiem wiedział, że jedynie to może mu pomóc znów zaistnieć. Znajome mu również były stosunki jakie żywili do jego osoby pozostałe państwa jednak nie tracił nadziei. Nawet specjalnie odnowił sojusz z Ivanem! Co i tak niczego w ich relacjach nie zmieniło. Jeśli zaś chodzi o Anglię i Amerykę… Może po prostu źle się do tego zabierał? Potrzebował ich, ale przede wszystkim w tym momencie chciał pokazać swoją niezależność i zaradność. Przecież nie mógł dać im wejść sobie na głowę, n’est-ce pas?
Wciąż wydawał się być zmęczony i znudzony tym wszystkim, reżim Vichy wciąż dość mocno do niego wracał wraz z niedawno utraconym człowieczeństwem.
Wyraz twarzy zmieniał mu się jedynie gdy wzrok przypadkowo schodził na Ludwiga. Wtedy mimowolnie kąciki ust unosiły mu się ku górze w złośliwym uśmiechu. Wraz ze swoim przedstawicielem czekali aż Alianci wreszcie zaczną, w końcu o ironio byli dzisiaj tylko zwykłymi świadkami.
Dziś jednak wspomagane przez pogodę Reims wydawało się z wielką ulgą i triumfem witać niemieckich reprezentantów wraz z personifikacją. Bowiem teraz, 7 maja 1945 roku wreszcie kończyła się II wojna światowa, a były okupant przybywał by przyznać się do swojej porażki i podpisać kapitulację.
W pomieszczeniu byli już prawie wszyscy. Francis z lekkim znudzeniem co jakiś czas zerkał po pozostałych aliantach w duchu ich wyklinając. Jak śmieli podpisywać akt kapitulacji Niemca sami? W dodatku na jego oczach? Zmrużył powieki wpatrując się w jeden z obrazów wiszących na ścianie. Owszem nie wykazał się zbytnio na wojnie, ale to nie dlatego że nie potrafił, po prostu nie dali mu drugiej szansy, gdy stare metody zawiodły. A przynajmniej tak chciał to sobie tłumaczyć. Był przecież kiedyś mocarstwem, które trzęsło niemal całą Europą, więc jakim cudem teraz tak bardzo upadł, by być na łasce Anglosasów? Nawet po kapitulacji i tej cholernej kolaboracji jego ludzie w Anglii pomagali jak tylko mogli, czego również pozostali sojusznicy nie docenili. Dobrze wiedział, że nie powinien w tej chwili rozpamiętywać tych incydentów. Mogłoby to doprowadzić do uaktywnienia się najmniej pożądanych emocji. Nawet teraz jako gość na własnym terenie musiał zachować się profesjonalnie. Pozwolenie sobie na jakikolwiek głupi wyskok byłoby w tym momencie naprawdę głupim posunięciem. Jego ambicje po wojnie były naprawdę wysokie i równie trudne do zrealizowania. Ciężko po tym wszystkim będzie z powrotem stać się jednym z ważniejszych państw Europy. Zdawał sobie jednak sprawę, że sam tego nie dokona, nie teraz. Starał się jakoś ocieplić stosunki z „Wielką trójką”, bowiem wiedział, że jedynie to może mu pomóc znów zaistnieć. Znajome mu również były stosunki jakie żywili do jego osoby pozostałe państwa jednak nie tracił nadziei. Nawet specjalnie odnowił sojusz z Ivanem! Co i tak niczego w ich relacjach nie zmieniło. Jeśli zaś chodzi o Anglię i Amerykę… Może po prostu źle się do tego zabierał? Potrzebował ich, ale przede wszystkim w tym momencie chciał pokazać swoją niezależność i zaradność. Przecież nie mógł dać im wejść sobie na głowę, n’est-ce pas?
Wciąż wydawał się być zmęczony i znudzony tym wszystkim, reżim Vichy wciąż dość mocno do niego wracał wraz z niedawno utraconym człowieczeństwem.
Wyraz twarzy zmieniał mu się jedynie gdy wzrok przypadkowo schodził na Ludwiga. Wtedy mimowolnie kąciki ust unosiły mu się ku górze w złośliwym uśmiechu. Wraz ze swoim przedstawicielem czekali aż Alianci wreszcie zaczną, w końcu o ironio byli dzisiaj tylko zwykłymi świadkami.