Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

Dallas czyli jak to się obrabia dupy innym z Azji

2 posters

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Ameryka

Ameryka

Dallas czyli jak to się obrabia dupy innym z Azji Deqpgn


Dallas. Miasto położone w stanie Teksas w granicach Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jak można się domyślić, żadne miasto ów kraju nie może wyglądać źle pomimo wojny. Wręcz przeciwnie... Tutaj wszystko lśni i błyszczy. Olśniewa nowoczesnością i nadmiarem wszystkiego.

Witamy na Elm Street, gdzie na jednej prostej ulicy widać po obu stronach tyle neonów, że w nocy byłoby to idealnie widoczne miejsce na nalot. No o ile ktoś by był na tyle głupi by atakować ten północno amerykański skrawek ziemi.

Chyba było do przewidzenia, że ktoś taki jak Alfred nie wybierze mało widocznego miejsca, które byłoby zbyt ciche, albo zbyt spokojne. To nie było w jego stylu, zresztą czy taka pogawędka z Chinką może być jedynie o wojnie? Na pewno wykorzysta uroczą partnerkę do zabaw w okolicznych barach! O tak, to na pewno. Potrzebuje na chwilę oderwać się od udawania.
Nie dziwne zatem jest, że jako miejsce spotkania wybrał bar w tak głośnej dzielnicy, gdzie podawano wielkie steki, a kelnerki w krótkich różowych sukienkach jeździły na wrotkach rozdając kufle imbirowego piwa. Hałas rozmów rosłych mężczyzn i przekrzykujących się kelner w stronę kuchni był spory, wliczając w to dźwięków z szafy grającej, stwarzał tu spory harmider. Wbrew temu co może pomyśleć Yao, to chyba było jedno ze spokojniejszych miejsc jakie Alfred mógł wybrać.
Sam blondyn siedział przy stoliku w kącie pomiędzy ścianą, a witryną okna i podpierając dłonią brodę przyglądał się ulicy na zewnątrz. Tłumom ludzi świetnie się bawiących i nie myślących o okrucieństwach wojny. Sam słuchając dźwięków muzyki uśmiechał się delikatnie. Był wśród swoich i nic nie mogło mu zepsuć tego wieczoru.

Republika Chińska

Republika Chińska

Kiedyś przelotnie usłyszał, że Ameryka wręcz pachnie wolnością i beztroską. Mieszkając w Chinach, kiedyś owszem, posiadał wszystko, co chciał, jednak był wiązany przez zasady obowiązujące na dworze cesarskim. A potem? Potem nie tylko stracił przywileje, ale jeszcze ograniczono jego wolność do minimum.
Nic więc dziwnego, że pierwsze, co poczuł w Ameryce to była.. swoboda. Nikt nad nim nie stał, nikt mu nic nie kazał, nie miał żadnych zakazów ani wytycznych.
Szedł ulicą do wskazanego miejsca. W rekach trzymał kartkę z adresem, która tak naprawdę na niewiele się zdała w tym.. Tak skrajnie innym od chińskich miejscowości mieście. Wszystko się tutaj.. mieniło. Nie, żeby mu się nie podobało, wręcz przeciwnie, już się zakochał w setkach światełek, które przywodziły mu na myśl czasy cesarstwa, w których wszystko było tak samo kolorowe jak Dallas nocą.
...ale najważniejsze, że ostatecznie trafił! Owszem, musiał się podpytać miejscowych, którzy z trudem, ale jednak, zrozumieli schińszczoną angielszczyznę i wskazywali 'zagubionej turystce' drogę. Trafił, albo przynajmniej mu się zdawało, że trafił na miejsce. Stanął przed wejściem do baru, jeszcze raz sprawdził adres i po prostu wszedł do środka.
...i zaraz zgłupiał. Chiny były gwarnym, nie.. GŁOŚNYM, tłocznym, barwnym i wiecznie żywym miejscem, ale wszystko było trochę... inne niż w Stanach. Co więcej, nie mógł przestać się dziwić jakim cudem ludzie się potrafili aż tak dobrze bawić, podczas gdy tak naprawdę jeszcze trwała wojna.
Wszedł głębiej baru rozglądając się w poszukiwaniu znajomej twarzy. Czuł się trochę... dziwnie. Wbrew pozorom nie wyglądał jak typowy Amerykanin. Z racji na ciepły klimat ubrany był lekko, ot na sobie miał prostą sukienkę i płaszczyk. Nie mógł paradować po Ameryce w chińskich szmatkach, ani tym bardziej w mundurze (Azjata w mundurze w Stanach z miejsca skończyłby się egzekucją, prawda?), więc przed wizytą udało mu się zdobyć 'zachodnie' ubrania. A jako, że tylko damskie i dziecięce stroje wpasowywały się w jego rozmiar, to dwojga złego wybrał właśnie chodzenie w sukience.

Ameryka

Ameryka

Nie to żeby Alfredowi gdzieś się śpieszyło, ale bardzo nie lubił siedzieć w jednym miejscu bezczynnie. A bynajmniej nie samotnie, bo to też zakrawało o nudę. Kto by pomyślał, że kiedy jest u siebie jest jeszcze bardziej rozpieszczony? No ale nienawidzi czekać. Ot... jeśli tobie w udziale przypadnie czekanie na niego, ma prawo i spóźnić się nawet pięć godzin, ale jeśli on ma czekać to lepiej by było się już mocno za w czasu. Dlatego blondyn siedząc przy stoliku mocno zastanawiał się czy czwarta już z kolei kawa nie powinna być ostatnią. Wtem, za oknem chyba musiało dziać się ciekawego, bo kilka osób odwracało się i patrzyło w jednym kierunku. Sam Al zaraz przycisną policzek do szyby próbując dostrzec co ciekawego się tam dzieje. No niestety ta próba okazała się fiaskiem. Nie dostrzegł nic, a ów ciekawa rzecz także nie raczyła się przybliżyć by przez okno ją ujrzał. Mruknął niezadowolony i... Jeśli szczęście komuś dopisuje do zdecydowanie temu niebieskookiemu blondynowi. Bo właśnie oto ów sensacja wkroczyła do baru. Kilka gwizdów ze strony męskiej części zaraz doprowadziło go do postaci Chinki. Ukłucie zazdrości? Nie... to duma wypełniała jego serce, bo ów Azjatka w sumie przybyła do niego. Zaraz wstał z krzesła i machną dłonią przekrzykując tłum.
- Yao, tutaj, tutaj!-

Republika Chińska

Republika Chińska

Spojrzał z lekkim zdziwieniem na towarzystwo. To na niego gwizdali? I czy to dobrze, czy źle?
Amerykani są dziwni.. A-Ale to chyba dobrze.
Właściwie uznał, że nawet mu się podoba taki stan rzeczy - bycie w centrum zainteresowania jest w końcu czymś, co lubił. Posłał tylko uśmiech swoim 'adoratorom' i zaraz odwrócił głowę w stronę, skąd dobiegało wołanie na niego. Alfred zepsuł mu zabawę.
Nie czekając ani chwili dłużej, nie przejmując się już kółkiem wzajemnie gwiżdżących panów ruszył w stronę znajomej osoby. Jeszcze po drodze rzucił okiem na kilku bywalców baru nim ostatecznie skupił się na Alfredzie, dosłownie uwieszając się na nim.
-J-Jak dobrze Cię wreszcie zobaczyć!
Czy tęsknił? Może.. Na pewno czuł się bezpieczniej z nim, niż samemu. Alfred był jednak ochroniarzem bohaterem bardziej bitny niż on sam, wyglądajacy mimo wszystko jak zagubiona Azjatka, która tylko prosi się o nieszczęście.Pewnie dlatego Japonia się nad nim znęcał!
-Długo czekałeś? -Nie, żeby to Yao w ogóle obchodziło, w przeciwieństwie do brata-punktualnego-co-do-sekundy on sam potrafił się spóźniać nawet i po godzinę-dwie, nie przejmując się tym. No ale należy być w miarę miłym! -Pierwszy raz tutaj jestem... W sumie to mam słabą orientacje w miastach, ostatni raz chyba byłem w Berlinie, ale tam miałem przewodników. -Opiekunów z karabinami, którzy o mało nie zastrzelili Hitlera.
Miał wrażenie, że się aż nadto rozgadał, więc zakończył zbędny monolog zwykłym uśmiechem. Wycałował Alfreda po policzkach (starym zwyczajem) i puścił, zaraz poprawiając sukienkę, której sposobu układania się nadal nie rozumiał.

Ameryka

Ameryka

Zmarszczył brwi i duma lekko ucierpiała, gdy Yao zamiast wykazywać zakłopotanie i oblać się rumieńcem oraz szybko potruchtać w jego stronę, posłał uśmiech biesiadującym w drugim końcu sali. I jeszcze spoglądał na innych! Yh... Nie ma co ukrywać tego, że Al to bardzo rozpieszczony dzieciak i kiedy coś jest nie tylko dla niego, to od razu się wkurza. Jednak zaraz został chyba ułagodzony, bo kiedy Azjatka uwiesiła się na nim znów rozluźnił się i delikatnie uśmiechną. Ciężar był przyjemny, więc nie narzekał, a jedynie objął ją (go :"D) jedną ręką w pasie i przysunął bliżej siebie. Ot, po prostu musiał poszpanować, że to definitywnie do niego należy ów ślicznotka o orientalnej urodzie. Nawet jeśli to "należy" nie było takie do końca prawdziwe, ale... Czy ktoś taki jak Alfred przejmował się szczegółami? Zresztą to pewnie tylko kwestia czasu, aż Chiny będą należeć do niego. A przynajmniej tak wmawiał sobie nasz jankes przy większości krajów.
- Trochę długo... - burkną, bo przecież to nie jest jakiś dżentelmen jak Arthur czy Francis, by mówić damie, że "nic się nie stało, wcale nie czekałem tak długo". Niemniej jednak zaraz się rozpromienił i chyba zaśmiał na słowa Yao. No i nie trzeba wspominać iż sam nieco zdziwił się na wylewne powitanie całowaniem. Choć nadal nie miał zamiaru narzekać. - Moim zdaniem tu jest łatwiej się ruszać, bo są nazwy ulic! - tak bardzo smutne przygody w Azji... Nagle jednak chłopak się chyba nieco zastanowił i coś wymyślił zabierając rękę z ciała Azjaty. - Ale pewnie się zmęczyłaś podróżą. Usiądźmy! Zaraz zamówisz coś do jedzenia. Podają tu pyszne steki. - O ile Chiny umiał choć po pewnym czasie zamilknąć, o tyle Alfred niekoniecznie. No przynajmniej obecnie nie widział potrzeby ograniczania swoich myśli.

Republika Chińska

Republika Chińska

Ucieszył się wszelkimi ruchami Alfreda, takie traktowanie go jak kobietę było niesamowicie miłe i w każdej chwili czuł się... Ważny i adorowany? Czy jakoś tak...
Usadził się wygodnie na siedzeniu. Przelotnie jeszcze raz obejrzał sobie całe wnętrzne. Skończywszy tylko oparł się o stół kładąc głowę na rękach i utkwił wzrok w Alfredzie. Nie do końca wiedział, o co mu chodziło z tymi ulicami i stekami, więc uznał, że najlepiej będzie po prostu sprawę przemilczeć uśmiechając się do rozmówcy.
-Nie jestem aż tak zmęczony... Ale chętnie bym coś zjadł. -Póki był w USA, to korzystał -...W Chinach ostatnio nam ciągle brakuje jedzenia, a ja wolę nakarmić młodszą siostrę jak już coś jest. -To się nazywa dieta cud! Ty głodujesz, Tajwan wszystko zjada!
Już miał coś dodać o jedzeniu, jak w jego głowie narodziła się inna myśl. Kątem oka zerknął, czy wciąż wzbudza zainteresowanie swoją osobą i przysunął się bliżej Alfreda łapiąc go za skrawek ubrania.
-Czy Ty przypadkiem nie popisujesz się moją osobą, co..?

Ameryka

Ameryka

Jak zrobić, by Alfredowi zrobiło się głupio? ... Nie da się. Jakoś nawet chyba nie przeją się słowami Yao o braku jedzenia. Albo po prostu uznał to za żart? Niemniej jednak zignorował słowa rzucając je w dal. Choć pewnie zapłaci za wszystko co sobie Yao z karty wybierze.
Sam blondyn zdziwił się, kiedy musiał nieco nachylić się nad stołem kiedy Azjatka złapała fragment jego koszuli i sam jakby konspiracyjnie przysunął się w stronę Chin. Na jego słowa uśmiechną się nieco zdenerwowany i spojrzał kątem oka na obecnych mężczyzn, którzy patrzyli w ich kierunku. Cóż... gdyby to był pub dla żołnierzy U.S. Navy to na pewno nie byłby aż tak "dyskretny" w chwaleniu się Yao. Zaraz znów odwrócił wzrok do miodowych oczu i uśmiechną się szeroko.
- Trochę. - Chyba Alfred nie do końca rozumiał kiedy szczerość jest dobra, a kiedy nie. Ale... Tak to jest kiedy jest się rozpieszczonym bachorem od samego początku,a bitwy traktowało sie jak zabawy? No przynajmniej wszystkie poza rewoltą o niepodległość.

Republika Chińska

Republika Chińska

Roześmiał się od razu, bo mimo wszystko spodziewał się takiej odpowiedzi. Czy mu to ubliżało? Czy komuś, kto całe życie się popisywał i udawał jaki to on nie jest cudowny, wspaniały i tak dalej, i tak dalej, przeszkadzałoby, że ktoś się nim popisuje?
-Nie krępuj się, w końcu to ja jestem Twoim gościem.
Zerkając kątem oka na osoby zgromadzone w lokalu, tylko sam wyciągnął się bliżej Ameryki i ucałował go w głowę jakby całował któregoś ze swoim młodszych braci w nagrodę, gdy robili coś uroczego. Następnie go puścił i rozsiadł się wygodniej.
-Zamówisz coś..? Nie do końca sie znam na waszych daniach.. -Na używaniu sztućców też się na zna, wiec lepiej na wszelki wypadek zamówić mu coś, co będzie w stanie zjeść rękami! -I może być też coś do picia.. Oh! I masz słodycze..? -Jest u Alfiego, to korzysta -T-Tylko pamiętaj, aby wszystko było bez mleka..
Nie, on wcale go nie wykorzystywał! Przecież mu podziękuje prawda?! No i się uśmiecha, Alfred ma miłe towarzystwo, może się pochwalić, same korzyści!

Ameryka

Ameryka

Słysząc śmiech zacisnął usta w wąską kreskę. Czy opcjonalnie Chiny naśmiewał się z niego, czy z tego co powiedział nie wróżyło dobrze dla jego świetlanej przyszłości "bohatera". Nawet jeśli ten tytuł będzie nosił prowizorycznie dla splendoru. Słysząc jednak słowa Yao sam się zaśmiał. W sumie nie dało się ukryć, że Alfred potraktował Azjatę jako ładną broszkę czy coś w tym stylu, ale jeśli jemu to nie przeszkadzało to tym bardziej Alowi nie będzie.
Chiny zaskakiwał go wszystkimi gestami jakie wykonywał. Ucałowanie było miłe, ale... Trudne do opisania dla blondyna. Niemniej jednak chyba wzbudziło zazdrość w innych obecnych w pomieszczeniu. Nawet jeśli było to zalążkiem niezłej burdy w pubie to Alfredowi to definitywnie nie przeszkadzało. Uśmiechną się do bruneta i przytakną jakoś niespecjalnie przejmując się wykorzystywaniem. W końcu...Gość w dom, Bóg w dom. Czy coś takiego.
Gestem dłoni przywołał kelnerkę na wrotkach i w sumie uświadomił sobie, że sam też był głodny. Ale czy warto zamawiać dla obojga to samo? Nie. Alfred mądra głowa stwierdził, że stek weźmie dla siebie, a gościa uraczy pikantnymi skrzydełkami i nóżkami z kurczaka. W razie czego może podzielić się sam karmiąc Yao ze swojego talerza. Ale koniec podstępnych planów. Wybór coli jako picia nie był trudny, ale gorzej było z czymś słodkim. Blondyn jakoś nie specjalnie przejmował się składem tego co je, więc skąd miał wiedzieć co zawiera mleko a co nie? Zdał się jednak na śliczną blond kelnerkę informując o tym by "szef kuchni" sam wybrał coś na deser co nie zawierałoby mleka. Ciekawe czy w takiej norze kucharz ma większą znajomość składu tego co piecze jak mr. Jones.

Republika Chińska

Republika Chińska

Alfred miał sporo szczęścia, że jego gość znajdował się w takiej sytuacji... W jakiej się znajdował. Dlaczego? Nie będzie mu wybrzydzać. Normalnie Chiny przegrzebywał jedzenie ze czterdzieści razy sprawdzając czy jest dobrej jakości, czy odpowiedni smak, czy kucharz się postarał... I tak dalej. Teraz był zbyt głodny i skłonny do zjedzenia czegokolwiek bez żadnego marudzenia. Owszem, mleko... No ale cóż, nawet choćby umierał z głodu to by owego mleka nie tknął, bo najzwyczajniej w świecie ma uczulenie.
-Nie jesteś specjalistą od kuchni, prawda..? -Westchnął opierając się o blat -Kiedyś musiałbym Ci pokazać jak ja gotuję.. Jak dotąd wszystkim smakuje. -Poza Japonią, ale Japonia to gbur i nikt go nie lubi, więc się nie liczy, o!
Oparty tak o ten stół powoli zsuwał się coraz bardziej pokładając o niego. Nie był zmęczony, po prostu tak było... wygodniej. Coś wszystkie te meble były dla niego jakieś takie za duże, stąd rozłożyć się mógł na stoliku. Oczywiście nie chcąc być niegrzecznym cały czas głowę miał obróconą w stronę rozmówcy na którego zerkał uważnie.
-A wiesz, że kuchnia chińska tak naprawdę nie jest całkowicie chińska? -Czyli Yaoś zaczyna się rozgadywać -Naprawdę to nawet nie jet jedna kuchni, a zbiór różnych. Podstawy są w sumie takie same dla wszystkich, ale reszta.. Na północy jest pełno wołowiny, kaczki, całe masy warzyw i kluski, południe raczej woli ryż i proste mięso typu kurczaki z wymyślnymi warzywami typu pędy bambusa.. T-To jak pandy jedzą bambus. -Chwila rozbawienia w przerwie miedzy gadaniną -Na zachodzie występuje nawet konina.. I ziemniaki. W ogóle tam mało azjatycko jadają.. Ale to też chińska kuchnia, nie? I nie ma wieprzowiny w ogóle.. A wschód... Ryby? Taa.. Raczej ryby, ch-cholerni Japończycy, to ich wina, wiesz? Znaczy ryby są dobre, ale.. Kuchnia wywodzi się od sąsiadów, a tam sąsiadami są ryby... I za rybami Japończycy. Na chama chcą mi wcisnąć sushi..
Nie ważne, czy Alfred zrozumiał coś z jego gadaniny, czy nie. Yao i tak zakończył niezwykle urokliwą 'obudzoną' miną. W sumie jak inaczej mógł zakończyć skoro mówił O TYCH ZŁYCH JAPOŃCZYKACH?

Ameryka

Ameryka

Zapewne gdyby Chiny wybrzydzał mu zdziwiłby się nieco, ale i tak zrobiłby wszystko by pokazać Yao z jak najlepszej strony Stany Zjednoczone i zabrałby go do najlepszej restauracji, jaka w mieście by istniała. A jeśli i to by nie pomogło zabrałby i do Nowego Jorku, albo stolicy byleby udowodnić, że jest dużo lepszy od innych krajów, jeśli o gotowanie chodzi. Ale…skoro się obejdzie bez tego to też dobrze.
- Sam jakoś nie bardzo interesuje się kuchnią. Od tego raczej są kucharze. Ale skorzystam z zaproszenia~ – stwierdził z głowa opartą na dłoni i przyglądał się Azjacie nieco rozbawiony jego pokładaniem się na meblu, przez co uśmiech mu z ust nie schodził.
Słuchał niezbyt uważnie tej paplaniny. Coś tam wyłapywał o kuchni i o różnych mięsach i warzywach. Choć żart z pandami dotarł, bo uśmiechną się szerzej pokazując na chwile mlecznobiałe zęby. A potem znów było o jedzeniu i tylko na chwile uśmiech mu zszedł, kiedy usłyszał o jedzeniu koni. Bo jak można je jeść? Nie przerywał jednak monologu, bo chyba nawet nie miałby jak przy tej serii Chińskiego karabinku. Więc tylko ładnie przytakiwał z uśmiechem? Choć wzmianka o Japończykach mocno naruszyła mu mimikę twarzy. Nie bardzo wiedział, o czym Yao mówi, ale samo wspomnienie podstępnej żmii, jaką był Japonia sprawiło, że drgnął z odrazą.
- Japonia… - zaczął z obrzydzeniem tak, że pewnie gdyby podano mu posiłek musiałby chwile się uspokajać by móc normalnie zjeść. - Zaraza taka, by się przydało wyplewić. Najlepiej bombą atomową, albo dwiema dla pewności. I to jak najszybciej. Tak by siedział tylko w swoim małym pokracznym domku. – Bo Yao mieszka w takim ładnym i dużym i ozdobionymi smokami jak pamiętał.

Republika Chińska

Republika Chińska

W obecnej chwili naprawdę nie brakowało mu wiele do szczęścia. Właściwie wszystko, co chciał dostawał teraz podane na talerzu - jedzenie, dobra zabawa, spokój, bezpieczeństwo i miłe towarzystwo. Lepiej być nie mogło, prawda?
-A ja Ci będę chętnie gotować. -Rozbawiony rzucił do niego jednocześnie testując jak bardzo wygodny jest stół i po jakim czasie popychania przypraw zostaną one przewrócone -Teraz nie mam za bardzo warunków, ale może za rok, dwa..? -Posłał mu przelotne spojrzenie. On naprawdę uważa, że za rok będzie szczęśliwy i spokojny biegać po polu i wąchać kwiatki?
Rozłożył się jeszcze bardziej na stole, aż mu ręce zaczęły zwisać z drugiej strony. Właściwie to wyglądał nawet uroczo, mała Chinka, która leży i śmieje się praktycznie z najprostszych rzeczy. Azja, czyli tego nie zrozumiesz, ale chętnie popatrzysz!
-Niech w ogóle nie będzie mieć tego domu.... A gdyby tak wysadzić Japonię? Zatopić tam wszystko, niech przepadnie.. Zginie wraz ze swoją koszmarną armią, w tych mundurach. S-Sądzą, że są lepsi, bo mają czarne cuda zdobione tak, że możemy sobie tylko pomarzyć. A-Ale tak nie jest! -Pociągnął nosem -N-Nie liczy się przecież to jak wojsko wygląda! Ludwig też pięknie wyglądał, a mu się nie udało!
Spojrzał na Amerykę wzrokiem, jakby liczył, że ten zaraz poklepie go po głowie i powie, że przecież te zgniłozielone mocherowe coś, co noszą Chińczycy jako mundur jest ładne i na pewno prawi, że Chińska armia wygra!

Ameryka

Ameryka

W sumie... kiedy był mały i strasznie się nudził robił podobne rzeczy, ale wyrósł z tego. I nawet jeśli w jego wykonaniu byłoby to dziecinne, to w wykonaniu Yao takie leżenie i bawienie się opakowaniami na przyprawy było cholernie urocze. Zatem ani myślał odrywać wzroku od małej Azjatki siedzącej przed nim, nadal samemu opierając głowę na dłoniach. Choć chyba nie powinien...wyglądał jakby był zauroczony personifikacją Chin! Szkoda tylko...że dużo młodszej nacji jakoś ten wizerunek nie przeszkadzał, no bo halo, jak tu nie być zauroczonym taką słodką dziewuszką?
- Okej, brzmi nieźle. - to cholera razem liczą na cud, ze Chiny będzie wolny i radosny po roku lub dwóch. A nawet jeśli nie... Alfred by i ściągną wszystko co potrzebne, by mu Yao gotował. Ale... nadal utknęli w temacie teraźniejszości jaką jest Honda Kiku. Trzeba przyznać, że Alfred od pierwszego wspomnienia o nim zmarszczył brwi w niezadowoleniu.
Na chwilę jednak się zastanowił poważnie nad tym wysadzaniem Japonii. Plan brzmiał całkiem nieźle... Tylko jak tu zatopić taką wyspę? Hm.. cóż, pewnie jakiś sposób by się znalazł. A i może rybek by było tam więcej na połów? Ale... co jak się wywoła tsunami co spadnie na brzegi pobliskich lądów? Zaraz więc odsunął myśl i zastanowił się nad kolejnymi rozmyśleniami Yao. W sumie... teraz nawet trudno mu było przypomnieć sobie jak wyglądał mundur tych skośnookich kamikaze czy jak tam się oni zwali. Zresztą...jakby Amerykanin w ogóle zwracał uwagę na umundurowanie kogoś innego jak jego własne. Oczywiście był w przekonaniu, że mundur musi być solidny i owszem reprezentatywny, ale tylko dla generałów i pułkowników. Dla żołnierzy ma być użyteczny. Uśmiechną się zatem miło do Yao i poklepał go po głowie.
- Mundur, nie mundur liczy się jak liczna jest armia. - Alfred jakoś nieszczególnie zajmował się wojną w Europie, ale słyszał, że Ivan zdobył niezłą przewagę nie tylko przez groźną zimę w Leningradzie, ale i przez to, że gdy jeden trup padał, przybywało na jego miejsce dwoje żywych z czego jeden zabierał karabin i obaj brnęli na Niemców.

Republika Chińska

Republika Chińska

Ups.. I zwalił przyprawy ze stołu. Zamrugał tylko ogarniając co właśnie się stało i wsunął ręce pod głowę, udając, że to nie on.
-Nieźle?
Uśmiechnął się szeroko. Ktoś wierzy w jego wolność i spokój? I ten ktoś jest jednym z największych i najsilniejszych krajów świata?! Lepiej już być nie mogło! Jakby uzyskując nowe siły wyprostował się cały dumny.
Dopiero z takiej perspektywy zauważył jak właściwie Alfred się na niego patrzył. U Amerykanów to było normalne? Rozchylił usta zdziwiony, nawet nie zauważył jak jego policzki się odrobinę przyrumieniły.
-Em.. Ja... Dziękuję, że we mnie wierzysz... Cz-czy coś..
Cholera, czemu się tak peszę?!
Wbił głęboki oddech próbując się uspokoić, a jednocześnie przeanalizować co on takiego robi. Znaczy owszem, ciągle wzdycha do Ameryki i uznaje go za coś idealnego, przyjaciela, wybawiciela i tak dalej, i tak dalej...
Przetarł ręką własny policzek zerkając gdzieś na bok, musi się uspokoić. Za bardzo się speszył, możliwe, ze przez własne myśli, czy też to poklepanie po głowie.
-Moja armia jest bardzo liczna... -Ale słabo przygotowana. -I jeszcze jak nam pomagacie..

Ameryka

Ameryka

Zamrugał i spojrzał w bok na pieprzniczkę, która to przy akompaniamencie stuknięcia znalazła się na podłodze. Chyba w pierwszej chwili nie bardzo uświadomił sobie, że to zrobił Yao, bo tak się zapatrzył na słodką buzię Azjaty, że zapomniał o całym bożym świecie. Uśmiechną się jednak i podniósł przedmiot, by personifikacja Chin mogła się dalej bawić i wrócił do rozmowy.
- No, nieźle. Jakoś może wytrzymam rok, albo dwa. - Uśmiechnął się szeroko i... pewnie i Yao byłby wolny, ale on bardziej woli Ruskiego. Jaki pech. No ale zanim o komunizmie...
I nie, wcale nie poczuł, że lekko rozchylone usteczka są idealną zachętą do całowania. Sam zatem lekko pokrył czerwienią uszy i odwrócił wzrok w bok by niby odkasłać lub odchrząknąć, trudno stwierdzić co, byleby przestał myśleć o całowaniu na oczach wszystkich Azjatki.
No i kiedy się tak oboje uspokajali, bo sytuacja wyszła nieco...kłopotliwa? Czy to dobre słów? Kto wie. Ważne, że chyba nie miejsce na takie zabawy, zwłaszcza żeńskimi serduszkami!
Powinien myśleć o Japonii.. O, to bardzo pomaga zapomnieć o romansach.
- Przygotowanie to.... - pauza i nad czymś myśli przez co zmarszczył nieco brwi. - Jak wam pomagamy, to co?

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach