Dallas. Miasto położone w stanie Teksas w granicach Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jak można się domyślić, żadne miasto ów kraju nie może wyglądać źle pomimo wojny. Wręcz przeciwnie... Tutaj wszystko lśni i błyszczy. Olśniewa nowoczesnością i nadmiarem wszystkiego.
Witamy na Elm Street, gdzie na jednej prostej ulicy widać po obu stronach tyle neonów, że w nocy byłoby to idealnie widoczne miejsce na nalot. No o ile ktoś by był na tyle głupi by atakować ten północno amerykański skrawek ziemi.
Chyba było do przewidzenia, że ktoś taki jak Alfred nie wybierze mało widocznego miejsca, które byłoby zbyt ciche, albo zbyt spokojne. To nie było w jego stylu, zresztą czy taka pogawędka z Chinką może być jedynie o wojnie? Na pewno wykorzysta uroczą partnerkę do zabaw w okolicznych barach! O tak, to na pewno. Potrzebuje na chwilę oderwać się od udawania.
Nie dziwne zatem jest, że jako miejsce spotkania wybrał bar w tak głośnej dzielnicy, gdzie podawano wielkie steki, a kelnerki w krótkich różowych sukienkach jeździły na wrotkach rozdając kufle imbirowego piwa. Hałas rozmów rosłych mężczyzn i przekrzykujących się kelner w stronę kuchni był spory, wliczając w to dźwięków z szafy grającej, stwarzał tu spory harmider. Wbrew temu co może pomyśleć Yao, to chyba było jedno ze spokojniejszych miejsc jakie Alfred mógł wybrać.
Sam blondyn siedział przy stoliku w kącie pomiędzy ścianą, a witryną okna i podpierając dłonią brodę przyglądał się ulicy na zewnątrz. Tłumom ludzi świetnie się bawiących i nie myślących o okrucieństwach wojny. Sam słuchając dźwięków muzyki uśmiechał się delikatnie. Był wśród swoich i nic nie mogło mu zepsuć tego wieczoru.