Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

You are not connected. Please login or register

"Wstępny protokół kapitulacji" - 7 maj 1945

5 posters

Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

IV Republika Francuska

IV Republika Francuska

Maj tego roku był naprawdę ciepły, no przynajmniej we Francji. I choć były to dopiero początki  miesiąca, promienie słońca subtelnie muskały swym ciepłem i blaskiem zniszczone ulice Reims. Miasta, które niemal od początku istnienia Francji pełniło bardzo ważną rolę. Bowiem to właśnie w tym, mieście, koronowane były najważniejsze francuskie głowy. Co zapoczątkował sam Chlodwig, wielki władca Franków. Owe koronacje odbywały się w katedrze. W katedrze, którą o dziwo I wojna światowa w przeciwieństwie do innych budowli znajdujących się w Reims znacznie oszczędziła.  Okolice przypominały jedno wielkie pobojowisko.  Cóż się dziwić, przecież jeszcze nie tak dawno temu zostało niemal całkowicie zrównane z ziemią przez niemieckie bombardowania.  W obecnym czasie również wojna nie była dlań łaskawa i zostawiła ledwo co odbudowane miasto w okropnym stanie. Jednakże to właśnie tutaj znajdował się gmach budynku głównej kwatery Aliantów.
 Dziś jednak wspomagane przez pogodę Reims wydawało się z wielką ulgą i triumfem witać niemieckich reprezentantów wraz z personifikacją. Bowiem teraz, 7 maja 1945 roku wreszcie kończyła się II wojna światowa, a były okupant przybywał by przyznać się do swojej porażki i podpisać kapitulację.
W pomieszczeniu byli już prawie wszyscy. Francis z lekkim znudzeniem co jakiś czas zerkał po pozostałych aliantach w duchu ich wyklinając. Jak śmieli podpisywać  akt kapitulacji Niemca sami? W dodatku na jego oczach? Zmrużył powieki wpatrując się w jeden z obrazów wiszących na ścianie. Owszem nie wykazał się zbytnio na wojnie, ale to nie dlatego że nie potrafił, po prostu nie dali mu drugiej szansy, gdy stare metody zawiodły. A przynajmniej tak chciał to sobie tłumaczyć. Był przecież kiedyś mocarstwem, które trzęsło niemal całą Europą, więc jakim cudem teraz tak bardzo upadł, by być na łasce Anglosasów?  Nawet po kapitulacji i tej cholernej kolaboracji jego ludzie w Anglii pomagali jak tylko mogli, czego również pozostali sojusznicy nie docenili. Dobrze wiedział, że nie powinien w tej chwili rozpamiętywać tych incydentów.  Mogłoby to doprowadzić do uaktywnienia się najmniej pożądanych emocji. Nawet teraz jako gość na własnym terenie musiał zachować się profesjonalnie. Pozwolenie sobie na jakikolwiek głupi wyskok byłoby w tym momencie naprawdę głupim posunięciem. Jego ambicje po wojnie były naprawdę wysokie i równie trudne do zrealizowania. Ciężko po tym wszystkim będzie z powrotem stać się jednym z ważniejszych państw Europy.  Zdawał sobie jednak sprawę, że sam tego nie dokona, nie teraz. Starał się jakoś ocieplić stosunki z „Wielką trójką”, bowiem wiedział, że jedynie to może mu pomóc znów zaistnieć.  Znajome mu również były stosunki jakie żywili do jego osoby pozostałe państwa jednak nie tracił nadziei. Nawet specjalnie odnowił sojusz z Ivanem! Co i tak niczego w ich relacjach nie zmieniło. Jeśli zaś chodzi o Anglię i Amerykę… Może po prostu źle się do tego zabierał? Potrzebował ich, ale przede wszystkim w tym momencie chciał pokazać swoją niezależność i zaradność. Przecież nie mógł dać im wejść sobie na głowę, n’est-ce pas?
Wciąż wydawał się być zmęczony i znudzony tym wszystkim, reżim Vichy wciąż dość mocno do niego wracał wraz z niedawno utraconym człowieczeństwem.
Wyraz twarzy zmieniał mu się jedynie gdy wzrok przypadkowo schodził na Ludwiga. Wtedy mimowolnie kąciki ust unosiły mu się ku górze w złośliwym uśmiechu.  Wraz ze swoim przedstawicielem czekali aż Alianci wreszcie zaczną, w końcu o ironio byli dzisiaj tylko zwykłymi świadkami.

Ameryka

Ameryka

Dla Alfreda jakikolwiek skrawek Europy, nawet okalany najpiękniejszym letnim słońcem wydawał się żałosny. Po prostu nie cierpiał jak nie po prostu nienawidził tego kontynentu. W sumie… gdyby nagle zniknął chyba by i wyszło wszystkim na dobre! Byłoby o wiele mniej kłopotów chociażby taki jak ten, który siedział w tej samej sali. Blondwłosa personifikacja kraju, która niemal całkowicie podbiła ten kawałek ziemi. Choć w sumie czy nie wygodniej by było jakby Europa była po prostu jednym krajem? Góra dwoma? Alfred zganił się za takie myśli. W ostateczności miał zostać Bohaterem…nawet, jeśli przyłączył się do wojny w Europie i Afryce tylko po to by zyskać dzięki temu jakieś udziały w znienawidzonym skrawku Ziemi. Niechęć do tego miejsca nie oznaczała, że powinien je ignorować. W przyszłości brak wpływów tutaj mógł go mocno osłabić. W przyszłości? W kolejnej wojnie? Kto wie?
Uśmiechną się pod nosem i poprawił na krześle odwracając wzrok gdzieś na okno. Słyszał o tym, co stało się z Londynem i zapewne Reims też dużo nie odbiegało od paskudnego widoku. Uśmiech zszedł mu z ust i przymrużył oczy. Kiedyś także czuł strach, że to spotka i jego miasta. Dzięki Bogu wojna w Europie już ucichła, jednak Alfred niepokoił się o inny kraj, leżący daleko na wschód od miejsca gdzie się znajdowali. Który zmusił go zupełnie do interwencji w wojnę. Japonia nadal walczyła i mimo, że teraz się już tylko broniła, to robiła to stanowczo za dobrze.
Przeniósł wzrok z powrotem na zgromadzonych w sali. Zapewne powinien to być dla większość wielki dzień, jednak Alfred czekał tylko i wyłącznie końca. Chciał już wracać, opuścić to upiorne i obrzydliwe miejsce. Wolał na nowo słuchać wieść znad Pacyfiku.

Anglia

Anglia

Ładnie tak powiedzieć – wojna się skończyła. Nawet jeśli to nie do końca prawda. Nawet jeśli gdzieś tam Japończycy nadal próbują się bronić. Nie, bronić to złe słowo. Japończycy zawsze atakują. Kiedyś Anglia naprawdę lubił Japonię. W sumie nie było to nawet tak dawno, choć przez wojnę te kilkanaście lat zaczęło zdawać się wiecznością nawet dla niego, państwa, które przeżyło ponad tysiąc lat. Ale to było kiedyś. Dziś nikt już nie pamiętał o sympatiach sprzed wojny.
A już na pewno nie pamiętał o nich Imperium Brytyjskie.
Arthur siedział sztywni na krześle, wyprostowany jak struna z idealną maską na twarzy, przez którą nie prześwitywał nawet cień emocji. Kamienne oblicze bywało w nim chyba najgorsze. Nikt wtedy nie wiedział, co tak naprawdę czuje czy myśli wyspiarskie państwo, ale jednego można było być pewnym. Nie jest to nic dobrego. Ten wyraz twarzy Anglia zachowywał tylko na specjalne okazje i żadna z nich nie była przyjemna.
Podczas gdy spojrzenie zielonych oczu przez moment zaczęło błądzić po sali, w której miano podpisać zawieszenie broni, Anglia splótł ręce przed sobą, opierając dłonie na stole. Czekał w idealnej, niemalże harmonicznej ciszy, przez którą przebijał się chłód i nienawiść, duszna i przytłaczająca atmosfera pogardy oraz arogancji, której nic nie mogło wyplenić. Francja pełen żalów, Ameryka patrzący z góry, Rosja czyli wielka niewiadoma, której wręczali pół Europy… I Niemcy, pokonany, który zakłócił przywrócony po pierwszej wojnie balans. I zrobił to po raz drugi. Na myśl o chaosie, jaki Ludwig stworzył, twarz Anglii ściągnęła się w nieodgadnionym, surowym grymasie, który minął tak szybko, jak szybko się pojawił. Zielone oczy zdążyły zmienić obiekt, na którym skupiały wzrok, a myśli czające się w głowie Arthura poszły dalej swoim torem.
Myślał o Londynie, o Anglii i o wyspach. O rannych i zabitych, o ruinach miast. Zastukał palcami, gdy zaczął rozważać kwestię Europy. Problemy jego własnych kolonii wcale go nie uspokoiły. Indie były co raz głośniejsze, Australia zaczynała coś przebąkiwać, Bliski Wschód milczał, ale w tej ciszy czaiła się niema zapowiedź. A Arthur Kirkland, Anglia, wielkie Imperium… Ha, to zabawne. Był zmęczony, zrezygnowany i choć nadal trzymał się prosto, miał szczerą ochotę zgarbienia pleców. Ale wiedział, że nie może tego zrobić. Poczucie obowiązku było w nim za silne.
Byle mieć już to za sobą, pomyślał. Wrócić do Londynu i nie musieć oglądać ich twarzy.

ZSRR

ZSRR

Cisza panująca w pomieszczeniu niezmiernie drażniła Ivana. Nienawidził takiej sztywnej, oficjalnej atmosfery, tego rodzaju spotkania były czymś, czego szczerze nie cierpiał. W myślach Rosja miotał najgorsze przekleństwa, jakie tylko przychodziły mu do głowy, mimo że na jego twarzy rozciągał się łagodny uśmiech. Chciałby być teraz daleko od tego miejsca...
Westchnął cicho.
Nie powinien myśleć w ten sposób.
Ivan wyprostował się i poprawił swój stary, nieodłączny szalik, średnio pasujący do munduru krasnoarmiejca. W końcu Stalin nakazał mu prezentować i zachowywać się jak na komunistę przystało. Mówić, jak na komunistę przystało. Myśleć także.
W takich chwilach prawdziwy komunista powinien myśleć o powodzie spotkania. O zwycięstwie. Był tutaj, ponieważ zwyciężył. Zwyciężył on, zwyciężył komunizm, zwyciężył cały Związek Radziecki i to było teraz najważniejsze. Wyszedł zwycięsko z tej wojny, więc podpisanie papierka nie powinno stanowić większego problemu, prawda?
Takie nastawienie zdecydowanie poprawiło mu humor, uśmiechnął się teraz niemalże wesoło.

Wielkie mocarstwo nie powinno się bać, w przeciwieństwie do pokonanych, pomyślał, spoglądając na siedzącego naprzeciwko niego Niemca. I pomyśleć, że przed nim jeszcze niedawno drżała cała Europa...

Na twarzy Ludwiga malowało się skrajne zmęczenie, bezsilna złość i coś jakby... niedowierzanie? Jakby nadal nie docierało do niego, że wojna w Europie dobiegła końca.
Popatrzył kolejno na pozostałych aliantów. Anglia, ze zmarszczonymi brwiami i nieprzeniknionym wyrazem twarzy, Francja, wlepiający wzrok gdzieś w ścianę i całą swoją postawą wyrażający żal do pozostałej trójki i Ameryka, zdenerwowany i błądzący myślami gdzieś daleko, wszyscy oni sprawiali wrażenie, że tak jak Ivan, mają już dosyć spotkania, które na dobrą sprawę nawet się jeszcze nie zaczęło.
Ale Rosja nie zamierzał odzywać się pierwszy. Przecież on nie ma się czym martwić, jemu nigdzie się nie spieszy. A przynajmniej takie wrażenie chciał sprawić.

Rzesza Niemiecka

Rzesza Niemiecka

Całe jedno wielkie złudzenie wojny nagle prysło.
Nie było już nadziei, planów i możliwości by wypracować sobie lepsze czasy. W tej chwili wszystko wydawało się już milczące i beznamiętne, skrajnie pogrążające. Oderwane od rzeczywistości, nierealne.
Wciąż miał w głowie ostatnie dni, i cierpienie innych: swoich i wrogich. To było niepojęte i niewybaczalne.
W tej chwili nie bardzo się przejmował tym jak wyglądał, jak bardzo był obolały i przemęczony, mogło by się nawet wydawać, że ledwo siedział.
Grzechy sumienia jednak ciężej było zgasić, wydawało mu się jakby spadł na dno i, że się już nie podniesie.
Kto by podał rękę zbrodniarzowi? Wrogowi całej Europy. Tak zrobił to, pomylił się i nie da się tego cofnąć jednak co mógł zrobić by choć starać się to naprawić?
Chciał się czymś zająć, czymkolwiek byle nie siedzieć w celi i nie patrzeć w puste ściany przez wiele godzin w półmroku, pozbawiony kontaktu ze światem zewnętrznym. Czuł się trochę jak roślina bez światła a to dopiero początek jego zmagań a już czuł, że "usycha".
Niezwykle głęboka wydawała mu się cisza jaka zapadła na sali. Spojrzał po twarzach swoich "sędziów" a oni milczeli zarzucając na niego jedynie wzrokiem pogardy i rozgoryczenia. On był pozornie spokojny, trochę otumaniony mentalnie.
Ciężki umysł odmawiał mu posłuszeństwa, nie odczuwał już prawie nic prócz niekończącej się otchłani żalu i rozpaczy, niedowierzania. Nie umiał się przed tym bronić, to było niemożliwe nie do uniknięcia.
Kto wie ile zostało mu jeszcze czasu?
Co postanowią Alianci?
Był trochę jak skazany na śmierć, zupełnie opuszczony, zdradzony mógł oczekiwać tylko z pokorą na to co postanowią inni.
Tak właśnie robił, siedział i milczał jakby go pozbawiono głosu.

IV Republika Francuska

IV Republika Francuska

Z każdą chwilą robił się coraz bardziej zniecierpliwiony. Nienawidził siedzieć bezczynnie i czekać aż wreszcie jego towarzysze ważą się coś zrobić w obecnej sprawie. Dla niego samego wszystko było już jasne. Dlaczego więc reszta nie chciała go słuchać? Wciąż mu nie ufali, a szkoda.  Może gdyby wreszcie raz ktoś go posłuchał spotkanie nie dłużyłoby się aż tak, a on w spokoju mógłby się zająć przyjemniejszymi rzeczami w dodatku jego Paryż wciąż czekał na odbudowę.
Skoro nie mieli zamiaru go uwzględnić stracił tym wszystkim zainteresowanie. Póki co siedział cicho i było to chyba najlepsze co w owej sytuacji mógł teraz zrobić. Choć ta cisza powoli zaczynała go denerwować. Gdyby tylko dali mu szansę, już wszyscy z wyjątkiem Ludwiga żegnali by się w dobrych nastrojach. Każdy ze swoim skrawkiem ziemi. Westchnął cicho, zaburzając niewygodną ciszę. Żeby nie wybuchnąć starał się zająć swoje myśli czymś przyjemniejszym.
Cholernie zmęczony chciał po prostu odpoczynku. Jednego dnia, w którym mógłby po prostu zostać w domu i z winem w lampce poważnie przemyśleć to wszystko. Pozbierać myśli i nieco pogodniej jak na optymistę przystało spojrzeć w przyszłość.  Jego szef na próżno zapewniał go, głaszcząc czule francuskie ego, iż pozostali dość szybko zdążą się przekonać o jego wielkości. W tym przypadku sprawa wydawała mu się przesądzona. Tak właściwie to wiele spraw na świecie teraz było dla niego obojętnych albo po prostu go denerwowały.
Jedynie jeszcze Japonia sprawiał, że na myśl o nim brała go nerwica. Może nie był na niego aż tak zły jak na Niemca, ale zagarnięcia kolonii nie zamierzał mu wybaczać. W dodatku był na tyle bezczelny by żądać od niego podporządkowania się Legii Cudzoziemskiej, Cesarskiej Armii. Niedoczekanie jego. Miał nadzieję, że Kiku już niedługo skończy podobnie jak Ludwig. Co prawda był starszy, mądrzejszy, ale z nimi wszystkimi nie miał szans na wygraną. Więc jeśli tylko przegra, to on będzie miał kolejną szansę na odzyskanie swojego znaczenia. W końcu wcześniej Indochiny należały do niego. Dlatego nie zamierzał zrezygnować z nich tak łatwo, o nie.

Ameryka

Ameryka

W sali byli obecni już wszyscy, którzy mieli podpisać protokół kapitulacji. Wszyscy od dłuższego czasu siedzieli przy stole i milczeli. Nikt się słowem nie odezwał, choć cisza, jaka panowała była wystarczająca, aby zacząć całe przedstawienie całkiem cywilizowanie. A im szybciej ta szopka by się zaczęła, tym szybciej by się skończyła. Ale nie… Mimo, że nikt zapewne nie chciał tu być nawet słówkiem nie pisnął, aby zacząć. Alfred miał już stanowczo dość słuchania westchnień z końca sali rzucanych przez Francje. Miał też dość uśmiechu na twarzy Rosji jakby temu wcale nie było śpieszno do domu. Nie mógł znieść także Anglii, który niczym sfinks siedział i nie wiadomo było, o czym myśli (choć wyglądało tak, jakby nie myślał, o zaczęciu spotkania). Cóż, na Ludwiga nie mógł, co liczyć, że ten w ogóle zacznie coś tak potwornego pewnie dla jego ego.
Sam Ameryka z chęcią po prostu by wstał i wyszedł chcąc uciec jak najdalej od tego miejsca, powrócić do swojego kraju i dalej śledzić losy wojny w Azji. Było to o wiele bardziej pasjonujące i mniej żenujące. Tak, właśnie w tej chwili Alfred był strasznie zakłopotany sytuacją. Wszystko go tu drażniło, a pierwszy raz w życiu brakło mu odwagi by cokolwiek powiedzieć. Zresztą… Cholera to nie jego wojna, czemu musi to akurat on zaczynać? Niemniej jednak wydawało się, że chyba nikt z reszty członków nie raczy odezwać się pierwszy, więc spadło na jego barki by zacząć te przedstawienie.
Najmłodsza z zebranych nacji odchrząknęła i wstała wyprostowywując przy tym nieistniejące zagięcia na ubraniu. Mundur leżał idealnie, jednak z każdą minutą Alfred czuł jak się w nim dusi i jak bardzo gryzie jego skórę, ale jeszcze chwila siedzenia bezczynnie i kolejny dreszcz na plecach, gdy Arthur zabębni palcami przyprawi go o zwymiotowanie. Także teraz ledwo powstrzymując ten odruch. Stał przy stole prawdopodobnie kierując spojrzenia obecnych na siebie.
Mimo, że Ameryka oddałby wszystko by nie musieć patrzeć na innych to jednak jego lazurowe spojrzenie padało na zebranych Aliantów, ale i również na Ludwiga i tylko cudem jego twarz wyrażała tylko i jedynie powagę.
I tak stał dłuższą chwilę zastanawiając się jak zacząć. Lepiej rozluźnić atmosferę, czy może jednak zostać przy sztywnej rozmowie? To było jeszcze bardziej frustrujące. Jeśli jednak nie przykuł uwagi swoim powstaniem to na pewno swoim pewnym siebie głosem, który bynajmniej do bardzo piskliwych nie należał.
- Zebraliśmy się tu po to, aby złączyć węzłem małżeńskim podpisać wstępny protokół kapitulacji III Rzeszy. Nie chciałbym poganiać, ale domyślam się, że na pewno niektórzy mają jeszcze plany na dziś. Na przykład zaczęcia odbudowy swoich miast… - lub przygotowania do całkowitego skopania tyłkom skośnookich żółtków – dodał w myślach w ostatniej chwili gryząc się w język, by zostać na po prostu sztywnych i dość miłych jak dla niego słowach. - Dlatego powinniśmy zacząć już składać podpisy na przygotowanym akcie. - dodał wskazując gestem dłoni na papiery znajdujące się na stole i wyczekując aż inni przyznają mu rację i zabiorą się za to, co powinni zrobić już kawał czasu temu.

Anglia

Anglia

//Ten moment, w którym chcę zacząć od bębnienia palcami i napotykam „jeszcze chwila siedzenia bezczynnie i kolejny dreszcz na plecach, gdy Arthur zabębni palcami przyprawi go o zwymiotowanie.”

Arthur przewrócił oczyma, gdy głos Ameryki wyrwał go z zamyślenia. Nie trzeba było zostawiać młokosowi rozpoczynania tak ważnego spotkania, ale Anglia musiał przyznać sam przed sobą, że zagubił się gdzieś we własnych rozważaniach, przez co przeoczył sposobny moment. Cóż, teraz już nie było odwrotu. Mógł więc zrobić tylko jedną rzecz.
Zastukać palcami.
Był to gest wyrażający dozę zniecierpliwienia i dezaprobaty. Po prawdzie można było przypisać mu wszystko, ale w tej chwili właśnie to wyrażał. Do kompletu miał spojrzenie zielonych oczu, które utkwiło teraz w Ameryce.
Niecierpliwy smarkacz.
Trudno było nie skrzywić się na wzmiankę o odbudowie miast. Jakby Jones cokolwiek o tym wiedział. Nawet jeśli mówił prawdę w jego ustach brzmiało to jak przytyk, który ciężko było zignorować. Dlatego wyspiarskie państwo musiało się odezwać.
- Każdy z nas ma swoje sprawy, które chcemy załatwić, Ameryko – stwierdził z przyganą w głosie. – Nie wątpię, że ty także. Ale samo podpisanie świstka papieru nie wystarczy. Przypuszczam, że powinniśmy zacząć od przedstawienia postanowień protokołu londyńskiego… - zawiesił na chwilę głos, spoglądając po zebranych.
Jego spojrzenie zatrzymało się dłużej wyłącznie na tych personifikacjach, które były obecne podczas podpisywania rzeczonego dokumentu. Ameryka, ZSRR i on. Francja zapewne za chwilę nie wytrzyma i zabierze głos, ale Anglia przygotował się już wcześniej na taką ewentualność. Co do Niemiec…
Och, on już nie miał prawa głosu.
- Żeby nie przedłużać – rok temu zadecydowaliśmy, że po zwycięstwie nad Niemcami, dokonamy podziału jego terytoriów na trzy strefy okupacyjne. – Mówiąc te słowa Arthur wyciągnął mapę i rozwinął ją na stole. Jak można było się spodziewać, przedstawiała ona Niemcy, na których wyraźnymi konturami zaznaczono poszczególne terytoria przypisane Ameryce, Anglii oraz ZSRR. – Jest to druga, poprawiona wersja i już nikt nie zgłaszał co do niej obiekcji – mówiąc te słowa ledwo powstrzymał się od zerknięcia na Amerykę.
Bądź co bądź pierwsza wersja została odrzucona głównie z ich powodu.

// http://en.wikipedia.org/wiki/London_Protocol#1944
http://commons.wikimedia.org/wiki/File:EAC_Zonenprotokoll_2.png – druga mapka podziału.
Polska i Francja zostały uwzględnione dopiero 26 lipca. Danke, niemiecka wikipedio.

ZSRR

ZSRR

Szczerze mówiąc, przypuszczał, że tym, który przerwie milczenie, będzie Ameryka.
Przysunął się nieco bliżej Anglii, aby lepiej widzieć mapę. Tak, była to ta z ustaleniami z protokołu londyńskiego, bez wyznaczonej strefy okupacyjnej dla Francji. Sam Ivan nie był do końca pewny, po co, i z jakiego powodu Francuzowi ma zostać przydzielona część terytorium Niemiec. Niby był po zwycięskiej stronie, ale to wojska amerykańskie, brytyjskie i radzieckie wyzwoliły Europę, nie francuskie.
Ustalenia konferencji jałtańskiej zakładały jednak także czwartą strefę, jednak z jakiegoś powodu Arthur zaczął od przedstawienia pierwszej wersji podziału Rzeszy. Ivanowi kolejność przedstawienia map była jednak prawie obojętna, ciekawił się natomiast reakcji Francji, przeczuwał, że Francis będzie miał jakieś pretensje i wtedy Rosjanin będzie mógł poobserwować to śmieszne wykłócanie się, zanim Anglia przedstawi wersję przygotowaną na Krymie.
Rosja skinął powoli głową. Jedyne co powiedział, to:
-Tak, towarzyszu, zgadza się.

Rzesza Niemiecka

Rzesza Niemiecka

Przez cały czas wydawał się mentalnie nieobecny.
Alianci rozmawiali miedzy sobą, wymieniali spojrzenia, dumali. Atmosfera była dość mocno napięta. Nikt nie podnosił głosu, nie wyrażał głośno swoich zamierzeń jednak dało się wyczuć jakby "ciszę przed burzą". Nadchodzące wolnymi, ciężkimi krokami postanowienie o jego dalszym życiu lub śmierci.
Nachodziły go przez ten czas różne myśli, jednak nie śmiał ich prosić o litość. Nawet nie mógł. Jego życie nagle znowu zamieniło się w piekło z, którego dopiero co udało mu się wydostać. Tym razem nie był już tylko ofiarą wojennych reparacji a zbrodniarzem...
Wciąż wsłuchiwał się w zwolnionym tempie "puszczone" nagranie.
Mogło by się wydawać, że chciał uciec od tego wszystkiego już nawet gdy wiedział, że nie powinien. Zmęczenie i ciągłe upokorzenia męczyły go bardziej niż słuchanie debat swoich okupantów.
Dopiero do "trzeźwości" przywrócił go głos Anglii. Był jak zwykle surowy i wyważony, pozbawiony zbędnych emocji. Chyba teraz tego potrzebował.. spokojnie, bez zbędnych wyrzutów, głosów nienawiści usłyszeć wreszcie wyrok. Zdenerwowanie jednak nie pomogło mu jednak nie podnieść wzroku gdy Arthur wyciągnął mapę. Sam już nie wiedział czy ogarnął go po prostu strach czy pustka, jedno w tej chwili mieszało się z drugim.
Nadal milczał.

IV Republika Francuska

IV Republika Francuska

W tej chwili nie miał nic pożyteczniejszego do roboty niż właśnie owe wzdychanie. Może jeszcze oprócz rzucania niewybrednymi epitetami w kierunku pozostałych zebranych. Każdy, nawet najmniejszy ruch był dotkliwie komentowany we francuskich myślach. W pewnym momencie znudzony tak bardzo się temu poświęcił, iż wydawało mu się, że zaczął rozważać na głos. Spojrzał lekko podenerwowany po wielkiej trójcy. Zaraz jednak się rozluźnił i odetchnął z ulgą. Na trzech parszywych twarzach widniało wciąż to samo skupienie, konsternacja, a także wielka chęć powrócenia do domu. To wszystko doskonale widoczne było również i pół godziny temu. Nic nie ruszyło na przód, wszystko stało martwo w miejscu, odkąd tylko się przywitali.
Zresztą. Czego oni tak w ogóle teraz się po nim spodziewali? Był rozgoryczony i bliski wybuchu. To wszystko miało być zupełnie inaczej. Gdzie ta cholerna francuska część? I dlaczego robi jedynie za świadka?
Zawsze miał masę argumentów, na zarzuty reszty „sojuszników”, jednak cokolwiek nie powiedział zwykle spotykało się z dezaprobatą i niezrozumieniem. Czyżby byli zbyt aroganccy by nie docenić jego poświęcenia? Znowu potrzebny był kozioł i tym razem wyraźnie padło na niego.
Warknął cicho, w końcu to była jedna z najbardziej budujących szans na odzyskanie potęgi. A to właśnie w tym momencie znajdowało się na pierwszym miejscu listy dotyczącej przyszłości.
Spojrzał skrzywiony na Anglię. Dziwne, w całym tym towarzystwie nienawidził go teraz najmniej, a to przecież z nim zwykle toczył zaciekłe boje. Politycznie, był chyba jedną osobą, której mógł teraz ufać, choć częste uleganie w stosunku do Ameryki sprawiało, że Francis stawał się wobec Kirklanda bardziej nieufny.
Wciąż nienawidził Niemców, ale nie zmieniało to faktu, że słowa Himmlera wziął sobie mocno do serca. Nie było mowy by został Anglosaską marionetką.
Nagle z tego dziwnego transu wyrwał go głos Ameryki, później przemówił Arthur i właśnie w tej chwili coś w nim pękło. Nie wytrzymał, odezwał się wreszcie.
- Mogę je zgłosić teraz? Czy uznasz to za jeszcze bardziej nieuprzejme niż wszystkie inne incydenty jakich od Ciebie doświadczyłem w tym wieku? – spytał kpiąco spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.
- Po spotkaniu w Jałcie, na którym ustalaliście, oczywiście beze mnie…- tu zrobił teatralną przerwę krzywiąc się niemiłosiernie, w międzyczasie spoglądając po swoich sojusznikach znacząco, co miało ukazać jak bardzo go to uraziło – … Podział. Więc do jasnej cholery, dlaczego dzisiaj cofamy się do konferencji londyńskiej?– specjalnie użył słowa „cofamy”. Coby dobitnie zaznaczyć, że on również teraz mimo iż jest tylko świadkiem liczy i będzie się z tym wszystkim liczyć. Może i nie uznawali go w tym momencie za kogoś zasłużonego, jednak Francis teraz się tym nie przejmował. Chciał pokazać, że po tych wszystkich decyzjach jakie zapadły, muszą się z nim liczyć. A przynajmniej taką miał nadzieję. Nie zamierzał czuć się gorszy, nie teraz kiedy wreszcie oderwał się od Rządu Vichy.
To, że na obie wyżej wspominane konferencje nie był zaproszony nie miało najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, iż wiedział jakie były ich postanowienia i w tej chwili czuł się naprawdę wyrobiony w pole przez własnego sojusznika. Może i odzywał się niepotrzebnie, ale miał prawo wiedzieć co spowodowało taką nagłą zmianę, poza tym, był u siebie i miał prawo.
W ogóle nie rozumiał ich postępowania, przecież jeszcze kilka miesięcy temu ustalano inaczej. A Arthur tak dużo korzyści mu obiecywał, o tak wielu mówił. Zatem, gdzie one są? Bo oprócz marnowania w tej chwili czasu i patrzenia jak ludzie, do których niekoniecznie żywił sympatię odbierają zwycięską nagrodę, nie widział nic bardziej irytującego.
A może to przez urażonego Amerykę zdecydowali się powrócić do poprzedniego układu? Alfred chciał poprawić mu humor, czując się pewnie winnym za te wszystkie konferencje bez francuskiej obecności. Jednakże bardzo niewłaściwie się do tego zabrał. Już samo miejsce, które wybrał było beznadziejnym pomysłem.
Wizyta we francuskiej kolonii, w której Amerykanin zachowywał się jak u siebie, w dodatku panosząc niemiłosiernie, jeszcze bardziej zniechęciła i uraziła Francuza. Chłopak zachowywał się niczym gospodarz na JEGO terenach, co dość mocno go ubodło. Właśnie dlatego odmówił. I L’Amerique, mimo dość niskiej francuskiej pozycji chcąc nie chcąc musiał się z tym liczyć.
Zawsze gdy starał się dla dobra swojego i kraju, komuś podporządkować skutki były fatalne. I jak przez początkowy czas wychodziło mu to dobrze, tak później jego temperament nie mógł wytrzymać tego iż był od kogoś zależny.
W tej chwili oskarżycielsko wpatrywał się w Arthura żądając wyjaśnień. Skoro Alfredowi i Ivanowi nie mógł ufać, zostawał mu tylko on.

Ameryka

Ameryka

Tak w ogóle, sposobny moment był jak tylko się pojawili... Oczywiście żaden z krajów Europejskich (bo część Rosji leży jeszcze w Europie, prawda?) nie kwapiła się z rozpoczęciem spotkania i przejściem do konkretów. A to chyba im najbardziej powinno zależeć, nie? Ba! Nawet nie było, co myśleć o lekkim wstępie by zacząć rozmowy. Nie to, żeby takie przyjemne pogadanki o tym "co tam u ciebie?" nie były w obecnej sytuacji trochę nie na miejscu. Choć nie, nie w przypadku Alfreda. Jednakowoż byłby jakiś progress, a nie siedzenie na czterech literach z założonymi rękami, póki ktoś nie przyśnie! Wcale nie tak, że był niecierpliwy... Po prostu nienawidził siedzieć bezczynnie. Już mu się lata izolacji znudziły i ochoczo brał się do pracy. Zresztą nie brakowało mu i odwagi, zaczął jak mu się wydawało kulturalnie. Ale przecież przy Anglii tak się nie da! Na jego przyganę prychnął niemal niewidocznie. Oczywiście! Musiał wtrącić swoje trzy grosze... Choć sam Alfred musiał przyznać, że podpisanie świstka to nie wszystko. Jęknął w duchu trochę niezadowolony, bo musi spędzić tu kolejne długie godziny. Na dodatek będzie znudzony, bo przecież wszystko zostało już ustalone na Konferencji w... Londynie? Blondyn zmarszczył brwi starając sobie przypomnieć, czym u diabła był protokół londyński? Przecież ostatnie docelowe zadania były na konferencji w...w...w... gdzieś w Rosji! (Jakkolwiek źle brzmi robienie czegokolwiek W Rosji!)
Spojrzał na mapę i dobrze mu się zdawało, nie widział czwartej strefy okupacyjnej. Zamyślił się... To wcale nie tak, że teraz dusza materialisty się w nim odezwała. W końcu teraz jego obszar Rzeszy był trochę większy i... w sumie racja. Francja prawie nic nie zrobił podczas wojny. Zawahał się czy aby zgłaszać obiekcje. Nim jednak przeniósł spojrzenie na Anglię by wyjaśnić kilka spraw dotarł do niego głos Francji. JAŁTA! Wiedział, że jakaś dziwna nazwa... Niemniej jednak musiał przyznać rację Francisowi i przytaknął głową, by odwrócić się i w końcu spojrzeć na Arthura.
- W sumie... podtrzymuje pytanie poprzednika. Po co niby spotkaliśmy się na Krymie, skoro teraz mamy od nowa gadać o londyńskich założeniach? Zdaje mi się, że niecałe cztery miesiące temu debatowaliśmy już wystarczająco długo by dojść do ostatecznego rozwiązania. - Jego głos brzmiał raczej bezbarwnie. Ani nie opryskliwie, ani nie miło. Po prostu... jakby nie rozumiał samego Arthura. Wiedział, że jest stary, ale żeby zapominać o ważnych zebraniach Wielkiej Trójki? Choć, nie... to rozwiązanie brzmiało równie głupio, bo przecież sam Ivan też od razu przytakną jakby zapomniał spotkania, jakie odbyło się stosunkowo niedawno. Cholera, nagle poczuł się jak dziecko, które ominęła rozmowa dorosłych i kiedy trafia na jej sam koniec, kompletnie nic nie rozumiejąc. Choć nie! Była odpowiedź, czemu znów zaczęto od potrójnego podziału Rzeszy. Zmarszczył brwi nadal wpatrując się w Arthura. Wiedział, że Ruskiemu zależy bardzo na plusach w rozwiązaniu sprawy, ale Anglia? Ta podobno ostoja Europy?

Sponsored content



Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Similar topics

-

» Operacja Wiedeń, 1945

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach